środa, 29 kwietnia 2015

Lawenda

nadal mnie inspiruje. Temat drążę, drążę i końca nie widać, bo za jakiś czas znowu Was uraczę tym kwieciem. Ostatnio zrobiłam za ciemne tło i tym razem lawenda na dużo jaśniejszym. Ramki pomalowane białą bejcą z domieszką czerni, aby wydobyć trochę szarości.To są tylko muśnięcia, niewidoczne na zdjęciach. Ramki  nie lakieruję, bo jeszcze nie jestem przekonana, że tak zostanie.





A teraz pokażę Wam mój skarbiec
To najczęściej sprzatane miejsce w domu. Wystarczy, że zrobię jeden obrazek i można zaczynać od nowa.

piątek, 24 kwietnia 2015

Lawenda

    Skoro ja ją uwielbiam, to hołduję przekonaniu, że każdy musi ją lubić i już! Robiłam ją  tyle razy, ale za każdym dorzucam coś nowego, jakiś nowy sposób tworzenia i nie mogę się od tego oderwać. Do tego dochodzą w myśli nowe projekty, więc  mogłabym od razu siąść i robić.
Ta lawenda wykonana jest tylko mi znaną techniką, bo sama ją sobie wymyśliłam. Dodałam dwie pszczółki i jest obrazek, który ogromnie mnie cieszy. Moje klimaty.




    Do ostatniego makowego obrazka dodałam taki niesforny maczek i uzupełniłam prześwity drobnymi kwiatkami, aby bukiet był bardziej naturalny.
        Słoikowa produkcja trwa nieprzerwanie.
        Miłego weekendu Wam życzę!

środa, 22 kwietnia 2015

Tak bardzo lubię te bukiety

że  często do nich wracam. Zupełnie nie mam teraz czasu na robótkowanie, bo pracy ogrom, a doba zbyt krótka, ale przy czym można się zrelaksować jak nie przy wstążkach. Trzy dni doskakiwałam do obrazka i powstał taki polny, myślę, że delikatny. Teraz swoje odstoi i jakieś małe zmianki będą na pewno, ale to za jakiś czas.
Obrazek powstał na bazie luźno tkanego lnu.


Ramkę pokryłam bejcą dębu rustykalnego i zielonej. Tło jest lekko podmalowane zielenią.
Dziękuję Grażynce i Piotrowi za magnes z Maroka
i Magdzie i Rafałowi za magnesy z Węgier i Indii.
Poza tym wszystkim, którzy kochają góry polecam książkę, którą ostatnio przeczytałam. Nie trzeba wiele mówić, zawsze takim lekturom towarzyszą emocje.
Nie mogę jej dostać do pionu, ale na leżąco też pięknie widać tytuł.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Znalazłam ogromną przyjemność

w zabawie z pastą srukturalną i szablonami. Przysięgam, że są już głęboko schowane, bo lada moment ozdabiałabym pewnie wszystko, co znajduje się w pobliżu. Udało mi sie skręcic i posklejać nasze krzesła, które zawsze służyły nam do łowienia ryb w oczku. W tym roku stały już z boku, gotowe do spalenia, ale żal mi się ich zrobiło, więc je pomęczyłam, zaimpregnowałam i dodałam napis. Jak one fajnie wygladają z tym wypukłym napisem!
    Ponadto zmieniłam poprzednie tulipany, moim zdaniem za słodkie i niezbyt udane, na strzępiaste. I chociaz to jeszcze nie to, to wiem jak je zrobić na przyszłość. Dodałam trochę bzu, przez co fakturka przyjemniejsza dla oka. 


   A w kuchni letniej czekają już roślinki do wysadzenia.
Miłej niedzieli życzę!

czwartek, 16 kwietnia 2015

Bo marzenia się spełniają

    Zawsze z lekką zazdrością czytałam o blogowych spotkaniach. Najwięcej ich zawsze na południu kraju, w Gdańsku, Warszawie, Poznaniu. Dziewczyny pisały o fantastycznych znajomościach, które potem trwały latami, o doświadczeniach jakie zyskały, o pogaduchach. A u nas cichutko, mało nas. Beatki to już nawet nie liczę, bo to "swój" I jakimś trafem, już nawet nie pamiętam jak to się stało, zaprosiłam Gośkę z Mamelkowa. Kiedy dowiedziałam się, że mieszka w Bydgoszczy i że przylatuje do kraju, nie było siły. Gosia przyjechała z rodzicami i dzieciaczkami. Już nie będę pisać, kto skradł moje serce w tej rodzinie, bo znowu byłabym niesprawiedliwa, ale zaraz zobaczycie zdjęcia tego złotowłosego aniołka. Gosia mam dwoje prześlicznych dzieci: Martusię i Marcelka. Była też z nami Ataboh, ale jak pisałam, to już "swój".
    Marcelek na samym początku uśpił naszą czujność. Serdecznie się popłakał, kiedy zobaczył mojego psa, a ten jakby na złość bardzo polubił Marcelka, z kolei kot unikał dzieci jak ognia, a one tak bardzo chciały go głaskać. No i co? Poszukały sobie dzieci wyjątkowe miejsce, w którym były papużki czyli łazienkę. Martusia bardzo uważnie je obserwowała i co chwila wpadała donieść, że się całują i kochają, a my zadowoleni mogliśmy sobie pogadać.
 Sami zobaczcie, czy te oczy mogą psocić?
    Martusia, prawdziwa kociara, nie wypuściła nowego kotka z rąk.
    Kiedy mama Gosia poszła zobaczyć do dzieci, bo zrobiła się niebezpieczna cisza, Marcelek właśnie przemienił się w kota i cały żwirek z kuwety Plamki wylądował na wszystkich powierzchniach dostępnych w łazience. Gośce od tego widoku zabrakło oddechu. Na koniec Marcelek wszedł do pustej kuwety i przysięgam, że szczęśliwszego dzieciaczka, w życiu nie widziałam.
 To krajobraz po bitwie.
    Marcelek również papużki dokarmił żwirkiem.
    Uprzejmie donoszę, że papugi przeżyły, rury się nie zapchały, a żwirek jeszcze od czasu do czasu gdzieś tam się wydobywa. Dodam: na szczęście, żwirek nie był wcale przez Plamkę używany, a tylko tak w razie czego sobie stał.
   Kiedy z Gosią rozmawiałam pierwszy raz przez telefon, miałam wrażenie, że znamy się od zawsze. Przecudna, ciepła osoba, fantastyczna mama, ale wiem też po kim, bo przecież rodzice Gosi byli również. Szalenie pogodni, energiczni, spełniający swoje pasje. Ogromnie mi żal, że te parę godzin tak szybko minęło, ale wiem, że teraz będziemy mogły to powtórzyć.
    Były też prezenty. Od Gośki cudna książka, śliczne pudełka i to, co sprawiło mi ogromną radość - miarki na całą szklankę, pół szklanki i ćwierć, Absolutny hit.
   Piesek i kotek też zostali obdarowani.
   Beatka zawsze wpada do mnie z prezentami, tym razem uff!!!! Cudna, gliniana rzeźba do ogrodu. No mam dziewczyny szczęście, wielkie szczęście, że wokół mnie są tak ciepłe osoby, bezinteresowne, wrażliwe na krzywdę innych. Wiem, co piszę, ale to temat na inną okazję.

    Jakby tego było mało, dostałam paczkę od Bożenki, ale to już w następnym poście. Gosiu, Beatko, Bożenko, dziękuję!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Moje wariacje

na temat tarasu nie mają końca. Sprawił to kredens, do którego już któryś dzień szukam gałki, bo gdzieś położyłam, żeby nie zgubić. Zaimpregnowałam stary stół i dwa krzesła. Kolor się zgadza, ale krzesła różne. Tak na razie musi być. Pracy jeszcze sporo przede mną, ale kolejne pomysły czekają w kolejce na realizację. Powstał kolejny klosz, trochę podniszczony, ale tak zaplanowany. Tylko niech mi ktoś powie, dlaczego obręcz została biała? Zaćmienie?! Teraz trzeba zdjąć i na nowo zakładać, a to wcale nie taki proste. Kwiatki dostały nowe lniane ochronki i muszę przyznać, że biegam z szablonem i szleję. Najchętniej wszystko bym upiększała. Koniecznie dzisiaj chowam do szafki.
Po prawej, to moja tarasowa pracownia. Niestety, na zimę znika.
 Kącik kawowy też już jest, ale w razie deszczu znika pod dachem.
A to szaleństwo szablonowe: na skrzynce napis z masy strukturalnej
na osłonce z użyciem farby do tkanin

No i klosz:

    Jeszcze raz chciałam bardzo, bardzo podziękować za wszystkie życzenia świąteczne, bo z Mamelkowa przyszły jako pierwsze, a o nich zapomniałam.

piątek, 10 kwietnia 2015

Zamarzyłam i mam!

    Widziałam takie u Bozenas i w Klimatach Agatty, no i też zapragnęłam mieć trochę słodyczy. Ochoczo zabrałam się do pracy, ale poległam totalnie. Sama dobrałam kolorki, chyba nienajlepsze, bo efekt był mizerny. Zawsze w takich sytuacjach na ratunek przychodzi Blue- Ania. Poprosiłam Anię o dwie różyczki, nie mówiąc, że zakupiłam cztery ramki. I jak myślicie, ile dostałam różyczek? CZTERY! Zawisną w sypialni . Będzie bialutko, delikatnie. Aniu, dziękuję!





W tym samym dniu dotarła przesyłka od Magdy. Wzruszyłam się, bo Madzia ma dwójkę malutkich dzieci i ogrom obowiązków na głowie, a zabrała się natychmiast i zrobiła dla mnie miętowe podkładki. Madziu, dziękuję!
U mnie teraz nawał pracy w obejściu czyli tarasowe przeróbki, a w najbliższą środę cudne spotkanie, ale o tym później. Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie życzenia świąteczne.
A to wczorajszy efekt wielogodzinnej pracy nad renowacją zniszczonego kredensu, który już jest na tarasie.